Dyskusja użytkownika:Anna Kowalczewska: Różnice pomiędzy wersjami

Z almanach wrocławski
Przejdź do nawigacjiPrzejdź do wyszukiwania
(→‎1: nowa sekcja)
(→‎1a: nowa sekcja)
Linia 25: Linia 25:
  
 
Uczę w liceum. Od jesieni pracuję wyłącznie zdalnie. Początkowo chodziłam do szkoły i pracowałam stamtąd, tłumacząc sobie, że dobrze zachować rutynę polegającą na wychodzeniu z domu. Robiła tak zresztą większość nauczycieli. Obcowanie z ludźmi powoduje konieczność schludnego ubrania się, uczesania, a przede wszystkim bezpośredniego kontaktu – choć i tak nie mogliśmy gromadzić się w pokoju nauczycielskim w grupie większej niż 5 osób. Normalnie działały dzwonki sygnalizujące początek i koniec lekcji – nie było ‘tylko’ uczniów. Szkolny Internet był niezawodny, było cicho i bezpiecznie. Gdy przyplątał mi się katar, musiałam pracować z domu, co przeciągnęło się na kolejne dwa tygodnie z uwagi na zdrowie mamy, z którą mieszkam. I stało się. Wyhodowałam w sobie lęk przed opuszczaniem domu i stworzyłam nową rutynę. Takie same jak przedtem zostały tylko lekcje – rozpoczynane punktualnie o przewidzianej godzinie na platformie Teams. Wprawdzie nadal wstaję po 5.00, bo taki mam rytm dobowy, ale z dbaniem o strój, fryzurę i makijaż jest już znacznie gorzej. W tej zdalnej rzeczywistości od początku jestem świadoma ograniczeń i problemów, które ma młodzież, ponieważ sama mam podobne. Gdy pojawiło się zarządzenie o ograniczeniu czasu lekcji spędzanego przed ekranem, natychmiast to uwzględniłam, zazwyczaj zamykając się w czasie 35 minut i zostawiając uczniom kilka ćwiczeń do ‘analogowego’ wykonania. Jako że uczę języka obcego, część każdej lekcji stanowi konwersacja, co daje możliwość rozmów o bieżących sprawach, samopoczuciu, przemyśleniach młodzieży. Wychodzą wtedy na jaw rzeczy, których prawdopodobnie nie ujawniłaby najlepiej skonstruowana ankieta. Po cichutku przystosowywałam tryb pracy do okoliczności, aby mimo wszystko była ona efektywna i stresująca nie bardziej, niż to konieczne. Zanim pojawiły się oficjalne wytyczne odnośnie do oceniania czy traktowania uczniów, ja już to robiłam instynktownie. Machnęłam ręką na potencjalną nieuczciwość podczas sprawdzania wiadomości, starając się jednak na okrągło podkreślać docelową bezsensowność niesamodzielności. O ile początkowo wielu uczniów ubolewało nad brakiem kontaktu z rówieśnikami w szkole czy trudnościami z uczeniem się przez Internet, o tyle gdy okazało się, że za chwilę mamy już wracać, wypowiedzi przypominać zaczęły znanego z memów obrażonego pingwina: „Teraz to ja już nie chcę do szkoły”. Do nauki z domu przyzwyczaił się już właściwie każdy, co nie dziwi mnie, gdy patrzę na siebie. Zważywszy, że duża część uczniów mojej szkoły dojeżdża do niej z innych miejscowości, nierzadko odległych po kilkadziesiąt kilometrów, rozumiem, jak ciężko będzie im z powrotem wstawać o 5.30, by zdążyć na autobus, jaki lęk może budzić konieczność podróżowania transportem publicznym z zachowaniem bezpieczeństwa. Wielu z nich to introwertycy, którzy odżyli, nie musząc kontaktować się z ludźmi i znosić dyskomfortu codziennego zgiełku szkolnego korytarza, sytuacji towarzyskich, zmagania się z kompleksami związanymi na przykład z wyglądem. Niechęć przed powrotem to nie jest kwestia lenistwa (choć i ono może być przyczyną u niektórych).
 
Uczę w liceum. Od jesieni pracuję wyłącznie zdalnie. Początkowo chodziłam do szkoły i pracowałam stamtąd, tłumacząc sobie, że dobrze zachować rutynę polegającą na wychodzeniu z domu. Robiła tak zresztą większość nauczycieli. Obcowanie z ludźmi powoduje konieczność schludnego ubrania się, uczesania, a przede wszystkim bezpośredniego kontaktu – choć i tak nie mogliśmy gromadzić się w pokoju nauczycielskim w grupie większej niż 5 osób. Normalnie działały dzwonki sygnalizujące początek i koniec lekcji – nie było ‘tylko’ uczniów. Szkolny Internet był niezawodny, było cicho i bezpiecznie. Gdy przyplątał mi się katar, musiałam pracować z domu, co przeciągnęło się na kolejne dwa tygodnie z uwagi na zdrowie mamy, z którą mieszkam. I stało się. Wyhodowałam w sobie lęk przed opuszczaniem domu i stworzyłam nową rutynę. Takie same jak przedtem zostały tylko lekcje – rozpoczynane punktualnie o przewidzianej godzinie na platformie Teams. Wprawdzie nadal wstaję po 5.00, bo taki mam rytm dobowy, ale z dbaniem o strój, fryzurę i makijaż jest już znacznie gorzej. W tej zdalnej rzeczywistości od początku jestem świadoma ograniczeń i problemów, które ma młodzież, ponieważ sama mam podobne. Gdy pojawiło się zarządzenie o ograniczeniu czasu lekcji spędzanego przed ekranem, natychmiast to uwzględniłam, zazwyczaj zamykając się w czasie 35 minut i zostawiając uczniom kilka ćwiczeń do ‘analogowego’ wykonania. Jako że uczę języka obcego, część każdej lekcji stanowi konwersacja, co daje możliwość rozmów o bieżących sprawach, samopoczuciu, przemyśleniach młodzieży. Wychodzą wtedy na jaw rzeczy, których prawdopodobnie nie ujawniłaby najlepiej skonstruowana ankieta. Po cichutku przystosowywałam tryb pracy do okoliczności, aby mimo wszystko była ona efektywna i stresująca nie bardziej, niż to konieczne. Zanim pojawiły się oficjalne wytyczne odnośnie do oceniania czy traktowania uczniów, ja już to robiłam instynktownie. Machnęłam ręką na potencjalną nieuczciwość podczas sprawdzania wiadomości, starając się jednak na okrągło podkreślać docelową bezsensowność niesamodzielności. O ile początkowo wielu uczniów ubolewało nad brakiem kontaktu z rówieśnikami w szkole czy trudnościami z uczeniem się przez Internet, o tyle gdy okazało się, że za chwilę mamy już wracać, wypowiedzi przypominać zaczęły znanego z memów obrażonego pingwina: „Teraz to ja już nie chcę do szkoły”. Do nauki z domu przyzwyczaił się już właściwie każdy, co nie dziwi mnie, gdy patrzę na siebie. Zważywszy, że duża część uczniów mojej szkoły dojeżdża do niej z innych miejscowości, nierzadko odległych po kilkadziesiąt kilometrów, rozumiem, jak ciężko będzie im z powrotem wstawać o 5.30, by zdążyć na autobus, jaki lęk może budzić konieczność podróżowania transportem publicznym z zachowaniem bezpieczeństwa. Wielu z nich to introwertycy, którzy odżyli, nie musząc kontaktować się z ludźmi i znosić dyskomfortu codziennego zgiełku szkolnego korytarza, sytuacji towarzyskich, zmagania się z kompleksami związanymi na przykład z wyglądem. Niechęć przed powrotem to nie jest kwestia lenistwa (choć i ono może być przyczyną u niektórych).
 +
Właśnie z tych powodów musimy pilnie wracać. Jeśli do 1 września będziemy pielęgnować w sobie te wszystkie opory i lęki, nie będzie wcale łatwiej. Ten rok szkolny niektórzy nazywają ‘straconym’. Ja nie poszłabym tak daleko, bo wiem, że moja szkoła podeszła do zdalnej nauki naprawdę solidnie. Wszystkie zajęcia odbywały się, lekcje nie wypadały z powodu wyjść do teatru, wycieczek, nieobecności nauczycieli. Stracony jednak jest na pewno w kontekście kontaktów społecznych, które trzeba odnowić.
 +
Czekam na drugą dawkę szczepienia 11 maja, a jutro idę na maturę z języka polskiego i boję się. Po pierwsze – o zdrowie, ale po drugie – o to, jak to będzie spotkać ludzi w tak dużej grupie po takim czasie. Gdy dyrektor na ostatniej radzie pedagogicznej wspomniał o konieczności ‘odnawiania relacji’, aż mną wstrząsnęło… I to jest straszne. Sama mam ten problem, a co tu dziwić się nastolatkom. Dlatego wiem, że natychmiastowy powrót jest konieczny. Choć lekcje w szkole zaczniemy 17 maja z pierwszą grupą (hybrydowo), to w piątek 7.05. już mamy pracować ze szkoły. Mam nadzieję, że szybko się dostosuję. Protest młodzieży i ich obawy absolutnie mnie nie dziwią, ale trzeba się przemóc – i musi to zrobić każdy. Wierzę, że uda się zachować bezpieczeństwo i procedury sanitarne, zwłaszcza podczas nadchodzących egzaminów. Musimy pokonać lęk i wykorzystać te niecałe dwa miesiące na ponowną adaptację w szkole. Nie, nie będzie masowego sprawdzania wiedzy i testowania. Mój dyrektor praktycznie zakazał robienia pisemnych sprawdzianów – ocenianie ma odbywać się niejako przy okazji. To jest możliwe. A tak naprawdę to może nauczymy się oceniać uczniów inaczej i nie przywiązywać tak wielkiej wagi do cyferek i średnich? Liczę, że powrót nam się uda, będzie względnie bezpieczny i przede wszystkim owocny. Dla uczniów i nauczycieli. Dla mnie samej.
 +
 +
== 1a ==
 +
 +
Uczę w liceum. Od jesieni pracuję wyłącznie zdalnie. Chwilę chodziłam do szkoły i pracowałam stamtąd, tłumacząc sobie, że dobrze zachować rutynę polegającą na wychodzeniu z domu. Gdy przyplątał mi się katar, musiałam pracować z domu, co przeciągnęło się na kolejne dwa tygodnie z uwagi na zdrowie mamy, z którą mieszkam. I stało się. Wyhodowałam w sobie lęk przed opuszczaniem domu i stworzyłam nową rutynę. Takie same jak przedtem zostały tylko lekcje – rozpoczynane punktualnie o przewidzianej godzinie na platformie Teams. Wprawdzie nadal wstaję po 5.00, bo taki mam rytm dobowy, ale z dbaniem o strój, fryzurę i makijaż jest już znacznie gorzej. W tej zdalnej rzeczywistości od początku jestem świadoma ograniczeń i problemów, które ma młodzież, ponieważ sama mam podobne. Jako że uczę języka obcego, część każdej lekcji stanowi konwersacja, co daje możliwość rozmów o bieżących sprawach, samopoczuciu, przemyśleniach młodzieży. Wychodzą wtedy na jaw rzeczy, których prawdopodobnie nie ujawniłaby najlepiej skonstruowana ankieta.  O ile początkowo wielu uczniów ubolewało nad brakiem kontaktu z rówieśnikami w szkole czy trudnościami z uczeniem się przez Internet, o tyle gdy okazało się, że za chwilę mamy już wracać, wypowiedzi przypominać zaczęły znanego z memów obrażonego pingwina: „Teraz to ja już nie chcę do szkoły”. Do nauki z domu przyzwyczaił się już właściwie każdy, co nie dziwi mnie, gdy patrzę na siebie. Zważywszy, że duża część uczniów mojej szkoły dojeżdża do niej z innych miejscowości,  rozumiem, jak ciężko będzie im z powrotem wstawać o 5.30, by zdążyć na autobus, jaki lęk może budzić konieczność podróżowania transportem publicznym z zachowaniem bezpieczeństwa. Wielu z nich to introwertycy, którzy odżyli, nie musząc kontaktować się z ludźmi i znosić dyskomfortu codziennego zgiełku szkolnego korytarza, sytuacji towarzyskich, zmagania się z kompleksami związanymi na przykład z wyglądem. Niechęć przed powrotem to nie jest kwestia lenistwa (choć i ono może być przyczyną u niektórych).
 
Właśnie z tych powodów musimy pilnie wracać. Jeśli do 1 września będziemy pielęgnować w sobie te wszystkie opory i lęki, nie będzie wcale łatwiej. Ten rok szkolny niektórzy nazywają ‘straconym’. Ja nie poszłabym tak daleko, bo wiem, że moja szkoła podeszła do zdalnej nauki naprawdę solidnie. Wszystkie zajęcia odbywały się, lekcje nie wypadały z powodu wyjść do teatru, wycieczek, nieobecności nauczycieli. Stracony jednak jest na pewno w kontekście kontaktów społecznych, które trzeba odnowić.
 
Właśnie z tych powodów musimy pilnie wracać. Jeśli do 1 września będziemy pielęgnować w sobie te wszystkie opory i lęki, nie będzie wcale łatwiej. Ten rok szkolny niektórzy nazywają ‘straconym’. Ja nie poszłabym tak daleko, bo wiem, że moja szkoła podeszła do zdalnej nauki naprawdę solidnie. Wszystkie zajęcia odbywały się, lekcje nie wypadały z powodu wyjść do teatru, wycieczek, nieobecności nauczycieli. Stracony jednak jest na pewno w kontekście kontaktów społecznych, które trzeba odnowić.
 
Czekam na drugą dawkę szczepienia 11 maja, a jutro idę na maturę z języka polskiego i boję się. Po pierwsze – o zdrowie, ale po drugie – o to, jak to będzie spotkać ludzi w tak dużej grupie po takim czasie. Gdy dyrektor na ostatniej radzie pedagogicznej wspomniał o konieczności ‘odnawiania relacji’, aż mną wstrząsnęło… I to jest straszne. Sama mam ten problem, a co tu dziwić się nastolatkom. Dlatego wiem, że natychmiastowy powrót jest konieczny. Choć lekcje w szkole zaczniemy 17 maja z pierwszą grupą (hybrydowo), to w piątek 7.05. już mamy pracować ze szkoły. Mam nadzieję, że szybko się dostosuję. Protest młodzieży i ich obawy absolutnie mnie nie dziwią, ale trzeba się przemóc – i musi to zrobić każdy. Wierzę, że uda się zachować bezpieczeństwo i procedury sanitarne, zwłaszcza podczas nadchodzących egzaminów. Musimy pokonać lęk i wykorzystać te niecałe dwa miesiące na ponowną adaptację w szkole. Nie, nie będzie masowego sprawdzania wiedzy i testowania. Mój dyrektor praktycznie zakazał robienia pisemnych sprawdzianów – ocenianie ma odbywać się niejako przy okazji. To jest możliwe. A tak naprawdę to może nauczymy się oceniać uczniów inaczej i nie przywiązywać tak wielkiej wagi do cyferek i średnich? Liczę, że powrót nam się uda, będzie względnie bezpieczny i przede wszystkim owocny. Dla uczniów i nauczycieli. Dla mnie samej.
 
Czekam na drugą dawkę szczepienia 11 maja, a jutro idę na maturę z języka polskiego i boję się. Po pierwsze – o zdrowie, ale po drugie – o to, jak to będzie spotkać ludzi w tak dużej grupie po takim czasie. Gdy dyrektor na ostatniej radzie pedagogicznej wspomniał o konieczności ‘odnawiania relacji’, aż mną wstrząsnęło… I to jest straszne. Sama mam ten problem, a co tu dziwić się nastolatkom. Dlatego wiem, że natychmiastowy powrót jest konieczny. Choć lekcje w szkole zaczniemy 17 maja z pierwszą grupą (hybrydowo), to w piątek 7.05. już mamy pracować ze szkoły. Mam nadzieję, że szybko się dostosuję. Protest młodzieży i ich obawy absolutnie mnie nie dziwią, ale trzeba się przemóc – i musi to zrobić każdy. Wierzę, że uda się zachować bezpieczeństwo i procedury sanitarne, zwłaszcza podczas nadchodzących egzaminów. Musimy pokonać lęk i wykorzystać te niecałe dwa miesiące na ponowną adaptację w szkole. Nie, nie będzie masowego sprawdzania wiedzy i testowania. Mój dyrektor praktycznie zakazał robienia pisemnych sprawdzianów – ocenianie ma odbywać się niejako przy okazji. To jest możliwe. A tak naprawdę to może nauczymy się oceniać uczniów inaczej i nie przywiązywać tak wielkiej wagi do cyferek i średnich? Liczę, że powrót nam się uda, będzie względnie bezpieczny i przede wszystkim owocny. Dla uczniów i nauczycieli. Dla mnie samej.

Wersja z 15:07, 3 maj 2021

http://kapliczki.info.pl/kapliczkiorgst/

http://kapliczki.info.pl/kapliczkiorgst/default_2264.html

stara wiki [1]

Szablon:Spis artykułów

Spis artykułów

pomoc

<! - - hidden text /no space between dashes/ --> Uwagi (w łapkach == ==) < references group="uwaga"/ > bez spacji po< i przed>

Linki zewnętrzne

Stara wiki


1

Trzeba natychmiast wracać

Uczę w liceum. Od jesieni pracuję wyłącznie zdalnie. Początkowo chodziłam do szkoły i pracowałam stamtąd, tłumacząc sobie, że dobrze zachować rutynę polegającą na wychodzeniu z domu. Robiła tak zresztą większość nauczycieli. Obcowanie z ludźmi powoduje konieczność schludnego ubrania się, uczesania, a przede wszystkim bezpośredniego kontaktu – choć i tak nie mogliśmy gromadzić się w pokoju nauczycielskim w grupie większej niż 5 osób. Normalnie działały dzwonki sygnalizujące początek i koniec lekcji – nie było ‘tylko’ uczniów. Szkolny Internet był niezawodny, było cicho i bezpiecznie. Gdy przyplątał mi się katar, musiałam pracować z domu, co przeciągnęło się na kolejne dwa tygodnie z uwagi na zdrowie mamy, z którą mieszkam. I stało się. Wyhodowałam w sobie lęk przed opuszczaniem domu i stworzyłam nową rutynę. Takie same jak przedtem zostały tylko lekcje – rozpoczynane punktualnie o przewidzianej godzinie na platformie Teams. Wprawdzie nadal wstaję po 5.00, bo taki mam rytm dobowy, ale z dbaniem o strój, fryzurę i makijaż jest już znacznie gorzej. W tej zdalnej rzeczywistości od początku jestem świadoma ograniczeń i problemów, które ma młodzież, ponieważ sama mam podobne. Gdy pojawiło się zarządzenie o ograniczeniu czasu lekcji spędzanego przed ekranem, natychmiast to uwzględniłam, zazwyczaj zamykając się w czasie 35 minut i zostawiając uczniom kilka ćwiczeń do ‘analogowego’ wykonania. Jako że uczę języka obcego, część każdej lekcji stanowi konwersacja, co daje możliwość rozmów o bieżących sprawach, samopoczuciu, przemyśleniach młodzieży. Wychodzą wtedy na jaw rzeczy, których prawdopodobnie nie ujawniłaby najlepiej skonstruowana ankieta. Po cichutku przystosowywałam tryb pracy do okoliczności, aby mimo wszystko była ona efektywna i stresująca nie bardziej, niż to konieczne. Zanim pojawiły się oficjalne wytyczne odnośnie do oceniania czy traktowania uczniów, ja już to robiłam instynktownie. Machnęłam ręką na potencjalną nieuczciwość podczas sprawdzania wiadomości, starając się jednak na okrągło podkreślać docelową bezsensowność niesamodzielności. O ile początkowo wielu uczniów ubolewało nad brakiem kontaktu z rówieśnikami w szkole czy trudnościami z uczeniem się przez Internet, o tyle gdy okazało się, że za chwilę mamy już wracać, wypowiedzi przypominać zaczęły znanego z memów obrażonego pingwina: „Teraz to ja już nie chcę do szkoły”. Do nauki z domu przyzwyczaił się już właściwie każdy, co nie dziwi mnie, gdy patrzę na siebie. Zważywszy, że duża część uczniów mojej szkoły dojeżdża do niej z innych miejscowości, nierzadko odległych po kilkadziesiąt kilometrów, rozumiem, jak ciężko będzie im z powrotem wstawać o 5.30, by zdążyć na autobus, jaki lęk może budzić konieczność podróżowania transportem publicznym z zachowaniem bezpieczeństwa. Wielu z nich to introwertycy, którzy odżyli, nie musząc kontaktować się z ludźmi i znosić dyskomfortu codziennego zgiełku szkolnego korytarza, sytuacji towarzyskich, zmagania się z kompleksami związanymi na przykład z wyglądem. Niechęć przed powrotem to nie jest kwestia lenistwa (choć i ono może być przyczyną u niektórych). Właśnie z tych powodów musimy pilnie wracać. Jeśli do 1 września będziemy pielęgnować w sobie te wszystkie opory i lęki, nie będzie wcale łatwiej. Ten rok szkolny niektórzy nazywają ‘straconym’. Ja nie poszłabym tak daleko, bo wiem, że moja szkoła podeszła do zdalnej nauki naprawdę solidnie. Wszystkie zajęcia odbywały się, lekcje nie wypadały z powodu wyjść do teatru, wycieczek, nieobecności nauczycieli. Stracony jednak jest na pewno w kontekście kontaktów społecznych, które trzeba odnowić. Czekam na drugą dawkę szczepienia 11 maja, a jutro idę na maturę z języka polskiego i boję się. Po pierwsze – o zdrowie, ale po drugie – o to, jak to będzie spotkać ludzi w tak dużej grupie po takim czasie. Gdy dyrektor na ostatniej radzie pedagogicznej wspomniał o konieczności ‘odnawiania relacji’, aż mną wstrząsnęło… I to jest straszne. Sama mam ten problem, a co tu dziwić się nastolatkom. Dlatego wiem, że natychmiastowy powrót jest konieczny. Choć lekcje w szkole zaczniemy 17 maja z pierwszą grupą (hybrydowo), to w piątek 7.05. już mamy pracować ze szkoły. Mam nadzieję, że szybko się dostosuję. Protest młodzieży i ich obawy absolutnie mnie nie dziwią, ale trzeba się przemóc – i musi to zrobić każdy. Wierzę, że uda się zachować bezpieczeństwo i procedury sanitarne, zwłaszcza podczas nadchodzących egzaminów. Musimy pokonać lęk i wykorzystać te niecałe dwa miesiące na ponowną adaptację w szkole. Nie, nie będzie masowego sprawdzania wiedzy i testowania. Mój dyrektor praktycznie zakazał robienia pisemnych sprawdzianów – ocenianie ma odbywać się niejako przy okazji. To jest możliwe. A tak naprawdę to może nauczymy się oceniać uczniów inaczej i nie przywiązywać tak wielkiej wagi do cyferek i średnich? Liczę, że powrót nam się uda, będzie względnie bezpieczny i przede wszystkim owocny. Dla uczniów i nauczycieli. Dla mnie samej.

1a

Uczę w liceum. Od jesieni pracuję wyłącznie zdalnie. Chwilę chodziłam do szkoły i pracowałam stamtąd, tłumacząc sobie, że dobrze zachować rutynę polegającą na wychodzeniu z domu. Gdy przyplątał mi się katar, musiałam pracować z domu, co przeciągnęło się na kolejne dwa tygodnie z uwagi na zdrowie mamy, z którą mieszkam. I stało się. Wyhodowałam w sobie lęk przed opuszczaniem domu i stworzyłam nową rutynę. Takie same jak przedtem zostały tylko lekcje – rozpoczynane punktualnie o przewidzianej godzinie na platformie Teams. Wprawdzie nadal wstaję po 5.00, bo taki mam rytm dobowy, ale z dbaniem o strój, fryzurę i makijaż jest już znacznie gorzej. W tej zdalnej rzeczywistości od początku jestem świadoma ograniczeń i problemów, które ma młodzież, ponieważ sama mam podobne. Jako że uczę języka obcego, część każdej lekcji stanowi konwersacja, co daje możliwość rozmów o bieżących sprawach, samopoczuciu, przemyśleniach młodzieży. Wychodzą wtedy na jaw rzeczy, których prawdopodobnie nie ujawniłaby najlepiej skonstruowana ankieta. O ile początkowo wielu uczniów ubolewało nad brakiem kontaktu z rówieśnikami w szkole czy trudnościami z uczeniem się przez Internet, o tyle gdy okazało się, że za chwilę mamy już wracać, wypowiedzi przypominać zaczęły znanego z memów obrażonego pingwina: „Teraz to ja już nie chcę do szkoły”. Do nauki z domu przyzwyczaił się już właściwie każdy, co nie dziwi mnie, gdy patrzę na siebie. Zważywszy, że duża część uczniów mojej szkoły dojeżdża do niej z innych miejscowości, rozumiem, jak ciężko będzie im z powrotem wstawać o 5.30, by zdążyć na autobus, jaki lęk może budzić konieczność podróżowania transportem publicznym z zachowaniem bezpieczeństwa. Wielu z nich to introwertycy, którzy odżyli, nie musząc kontaktować się z ludźmi i znosić dyskomfortu codziennego zgiełku szkolnego korytarza, sytuacji towarzyskich, zmagania się z kompleksami związanymi na przykład z wyglądem. Niechęć przed powrotem to nie jest kwestia lenistwa (choć i ono może być przyczyną u niektórych). Właśnie z tych powodów musimy pilnie wracać. Jeśli do 1 września będziemy pielęgnować w sobie te wszystkie opory i lęki, nie będzie wcale łatwiej. Ten rok szkolny niektórzy nazywają ‘straconym’. Ja nie poszłabym tak daleko, bo wiem, że moja szkoła podeszła do zdalnej nauki naprawdę solidnie. Wszystkie zajęcia odbywały się, lekcje nie wypadały z powodu wyjść do teatru, wycieczek, nieobecności nauczycieli. Stracony jednak jest na pewno w kontekście kontaktów społecznych, które trzeba odnowić. Czekam na drugą dawkę szczepienia 11 maja, a jutro idę na maturę z języka polskiego i boję się. Po pierwsze – o zdrowie, ale po drugie – o to, jak to będzie spotkać ludzi w tak dużej grupie po takim czasie. Gdy dyrektor na ostatniej radzie pedagogicznej wspomniał o konieczności ‘odnawiania relacji’, aż mną wstrząsnęło… I to jest straszne. Sama mam ten problem, a co tu dziwić się nastolatkom. Dlatego wiem, że natychmiastowy powrót jest konieczny. Choć lekcje w szkole zaczniemy 17 maja z pierwszą grupą (hybrydowo), to w piątek 7.05. już mamy pracować ze szkoły. Mam nadzieję, że szybko się dostosuję. Protest młodzieży i ich obawy absolutnie mnie nie dziwią, ale trzeba się przemóc – i musi to zrobić każdy. Wierzę, że uda się zachować bezpieczeństwo i procedury sanitarne, zwłaszcza podczas nadchodzących egzaminów. Musimy pokonać lęk i wykorzystać te niecałe dwa miesiące na ponowną adaptację w szkole. Nie, nie będzie masowego sprawdzania wiedzy i testowania. Mój dyrektor praktycznie zakazał robienia pisemnych sprawdzianów – ocenianie ma odbywać się niejako przy okazji. To jest możliwe. A tak naprawdę to może nauczymy się oceniać uczniów inaczej i nie przywiązywać tak wielkiej wagi do cyferek i średnich? Liczę, że powrót nam się uda, będzie względnie bezpieczny i przede wszystkim owocny. Dla uczniów i nauczycieli. Dla mnie samej.