Użytkownik:Anna Kowalczewska/Drafts: Różnice pomiędzy wersjami

Z almanach wrocławski
Przejdź do nawigacjiPrzejdź do wyszukiwania
 
(Nie pokazano 4 pośrednich wersji utworzonych przez tego samego użytkownika)
Linia 20: Linia 20:
  
 
Z poważaniem
 
Z poważaniem
 
==Upraszczanie polszczyzny czyni nas uboższymi Polakami==
 
Świat się zmienia, zmienia się też język, jakim posługują się na co dzień ludzie - a ja się nie cieszę, choć oczywiście doceniam postęp i garściami z niego czerpię w większości dziedzin życia. Polszczyzna jest zaśmiecana i kaleczona, kurczy się na rzecz obcych wtrętów i upraszcza. Jak wszystko w tych czasach, i ona musi być łatwiejsza, bardziej znośna. Umęczeni życiem, nie mamy już siły przeżuwać grubszych kęsów - potrzebna jest papka, żeby się nadmiernie nie wysilać. Trzeba na przykład uprościć (jeśli nie zlikwidować w ogóle) klasyczne od dziesięcioleci lektury szkolne - nośnik polskiego kodu kulturowego - najlepiej przepisując je na nowo po współczesnemu. Może ułożyć rapy z ich treścią na tle chwytliwych loopów? Może ta obciążona zewsząd, a zwłaszcza poprzez edukację młodzież pochyli się wtedy nad nimi chętniej, co pomoże tym naszym płatkom śniegu nie stopnieć nadmiernie szybko? Czy na pewno doprowadzi to do zwiększenia entuzjazmu czytelniczego i czy przy okazji nie utracimy czegoś, co jednak nas jako Polaków stanowi? Czy nadal pozostaniemy sobą jako naród, poznając od najmłodszych lat świat przez taki zubożony język, jakim się zaczynamy coraz szerzej posługiwać? Co powiedziałby o tym Ludwig Wittgenstein? Czy należy iść na językową łatwiznę?
 
 
Proces językowego upraszczania odbywa się także tam, gdzie tradycja i konserwatyzm mają swoje szczególne miejsce - w Kościele. Między innymi kościelne pieśni i modlitwy to prawdziwy przetrwalnik staropolszczyzny, co niezmiennie od lat mnie fascynuje. Bogurodzica, Godzinki, Gorzkie żale, pieśni adwentowe i wielkopostne (te lubię szczególnie, a najbardziej chyba Krzyżu Święty, między innymi ze swoim "Byś mi, synu, nisko wisiał, wżdybyś ze mnie pomoc miał, głowę bym Twoją podparła, krew zsiadłą z lica otarła; ale Cię nie mogę dosiąc, Tobie, Synu, nic dopomóc".) to prawdziwa uczta językowa i ćwiczenie dla umysłu, pragnącego wniknąć w sens staropolskich słów i ich fleksji. Zauważyłam już od jakiegoś czasu tendencję do zmieniania tych starych tekstów, zapewne z intencją, aby było prościej i bardziej zrozumiale. Ja mam tu jednak poczucie krzywdy i odbierania mi czegoś pięknego i mistycznego. Fakt, że czasem nie dzieje się to odgórnie, lecz oddolnie - to sami wierni upodabniają nieznane sobie słowa do tych, które znają, często robią to zwłaszcza niemające doświadczenia językowego i życiowego dzieci. Zwykle żegnamy się jednak wtedy z logiką i dany zlepek wyrazów nic już nie znaczy (tak, uznaję, że dla wielu nie był zrozumiały i wcześniej - mieliśmy te anegdotyczne 'nacudio nasza', 'swe królestwo weź pod rękę', 'módl się za nami grzecznymi' i dziesiątki znanych z żartobliwych opowieści innych zniekształceń). Rzutki organista zmienia jednak często teksty na własną rękę, przygotowuje je do wyświetlania na obecnych już prawie w każdym kościele ekranach, i tak oto uwspółcześniona i zniekształcona przy tym wersja idzie w świat. Drukowane są śpiewniki, teksty krążą w internecie i upowszechniając się, gubiąc pierwotny sens i piękno.
 
 
A co zrobić z tymi nieszczęsnymi lekturami, dręczącymi polskich uczniów nie tylko już swoją liczbą i długością, ale i nieprzystępnym językiem i niezrozumiałymi realiami? Zdaje się, że 'kutas' to i tak dziś największa dla młodzieży atrakcja Pana Tadeusza. Usunięciu tego utworu z kanonu lektur jestem absolutnie przeciwna, ale warto te różne 'kutasy', 'dzięcieliny', 'przyzby', 'podobanie kogoś' i wiele innych słów i wyrażeń czy form fleksyjnych, które wyszły już z powszechnego użycia, opatrzyć gwiazdką i komentarzem, operować fragmentami (w to, że jakiś nastolatek w tych czasach przeczytałby z własnej, nieprzymuszonej woli całość - nie uwierzę), pokazywać przykłady, pomagając sobie anegdotami i tak być może młodych zaciekawiać - to samo dotyczy osadzenia fabuły danego utworu w historii oraz ówczesnych realiów i kontekstu społecznego (np. obecnie szeroko dyskutowany problem 'rasizmu' w Sienkiewiczowskim W pustyni i w puszczy). A pieśni kościelnych i modlitw proszę nie tykać. Niech zostaną ze swoim pięknem i stanowią swego rodzaju kapsułę czasu i językowe doświadczenie mistyczne, podobnie jak było z mszą po łacinie, której także nikt nie rozumiał, a jednak ją przeżywał.
 
 
To, co napisałam, trudno nazwać postulatami. Nie bardzo wiem, do kogo miałyby być skierowane i jak wcielane w życie. Wołam sobie na puszczy, trochę się żaląc, opisując nieuniknione jednak - jestem tego świadoma - procesy. Ciekawi mnie, czy innych również to jakoś dotyka. Kocham polszczyznę, doceniam jej piękno, wiem, że sprawia użytkownikom (w tym mnie) wiele trudności, a natura ludzka dąży do eliminowania tychże. Chciałabym jednak za swojego życia nie doświadczyć takiej ewolucji naszego języka, która pozbawi nas na amen tych staropolskich perełek. Chcę z nimi dalej obcować i życzyłabym sobie, by zamiast polszczyznę upraszczać, raczej ją pielęgnować. Jako Polacy powinniśmy chronić nasz kod kulturowy zawarty w języku, jak bardzo trudny by on nie był.
 

Aktualna wersja na dzień 11:53, 13 maj 2021

BRUDNOPIS

UE

Roboty.jpg Ten artykuł jest w trakcie tworzenia i może przejściowo zawierać niepełne, niezweryfikowane lub błędne informacje.

Szukałam informacji na temat portalu XVII-wiecznej kamienicy przy Rynku w Ziębicach, a skończyłam z niepokojem, czy Plan Odbudowy dla Europy to dla niej dobra rzecz. Zanim wyjaśnię, jak do tego doszło, uściślę, że zasadniczo jestem euroentuzjastką. Uważam, że Europa to nadal horda plemion, których naturalnym stanem jest rywalizacja i wojna. Dlatego Unia jest konieczna, bo daje jakąś szansę na spokój. Dopóki istnieje. Jestem jednocześnie eurorealistką i mnóstwo rzeczy w organizacji i działaniu UE mnie denerwuje. I tak wracamy do naszych baranów. A są nimi fundusze europejskie. Bierzemy je, bo są dawane - sama jestem ich pośrednią i bezpośrednią beneficjentką. Ale czy one wyłącznie pomagają, czy może czasem szkodzą? Opowiem o swoich doświadczeniach.

Z uwagi na moje zainteresowania często poszukuję informacji związanych z różnego typu obiektami architektonicznymi czy zabytkami. Trafiam na publikacje naukowe, ale też na finansowane przez Unię Europejską z najróżniejszych programów na rzecz rozwoju społeczności lokalnych, obszarów wiejskich itd. wydawnictwa autorstwa regionalistów oraz całkowicie amatorskie, strony internetowe gmin czy lokalnych inicjatyw. Umówmy się - pod warunkiem posiadania odpowiednich środków finansowych napisać coś i wydać może absolutnie każdy, również osoby bez elementarnych kompetencji w tym zakresie. Widać to po pierwsze po poziomie językowym, zaś głębsza lektura pozwala dostrzec nieścisłości historyczne czy też brak elementarnej logiki. Należy oddać tu sprawiedliwość autorom perełek, w których widać dbałość o prawdę, poparcie informacji w faktach i poprawną polszczyznę - oczywiście takie publikacje też na szczęście istnieją. Skupię się jednak na tych, o których powiedzieć tego nie sposób.

... Czyli, znów wracając do naszych baranów - z unijnych funduszy chętnie korzystamy. Skoro jednak na podstawie tego, z czym obcuję i co rozumiem mogę powiedzieć, że te pieniądze są po części marnowane na rzeczy bezwartościowe, podejrzewam też że i w twardej gospodarce część pary idzie w gwizdek. Zarządzających kusi myślenie, jak się dofinansować, a nie jak zdobyć więcej rynku czy być innowacyjnym.

Apel

Szanowni Państwo!

Zwracamy się do Państwa z apelem dotyczącym korekty nazewnictwa obiektów nazywanych „krzyżami pokutnymi”. W wyniku oddolnych działań amatorów sfinansowane zostały przez Państwa tabliczki opisujące kamienne krzyże jako „krzyże pokutne”, co niestety w świetle współczesnych badań naukowych jest fałszem lub nadinterpretacją, a obecny stan przyczynia się do szerzenia i utrwalania nieprawdy.

Należy uściślić, że krzyż pokutny (czy też pojednania) był wystawiany w wyniku umowy kompozycyjnej pomiędzy zabójcą a rodziną zabitego na mocy prawa obowiązującego na obszarach stosujących jurysdykcję niemiecką w średniowieczu i XVI wieku. Takich umów najczęściej nie ma wcale (bo krzyż jest innej proweniencji) lub zaginęły, a co do nielicznych istniejących nie ma pewności, jakiego obiektu dokładnie dotyczą. Tabliczki i opisy w dostępnych amatorskich publikacjach, również często w dobrej wierze finansowanych przez lokalne władze, powstały w efekcie myślenia życzeniowego i bez uzasadnienia w faktach. Co do wielu kamiennych krzyży oczywiście można podejrzewać, że zostały wystawione w wyniku umowy kompozycyjnej, lecz nie ma takiej pewności, nie należy zatem opisywać ich bezrefleksyjnie jako pokutne. W najbardziej drastycznych sytuacjach tabliczka opisuje obiekt o całkowicie innym charakterze, czego dowodzi inskrypcja, pochodzący z późniejszego okresu, czego dowodzi wyryta data lub dostępne źródła historyczne. Firmowanie takich informacji przez władze, o których dane zawiera tabliczka, skłania do przyjmowania ich za prawdziwe, co w efekcie, gdy ktoś jednak dopatrzy się fałszu, rujnuje autorytet.

Prosimy gorąco o zadbanie o historyczną prawdę i usunięcie istniejących tabliczek, a docelowo zastąpienie ich innymi, niefałszującymi rzeczywistości. Nienazywanie kamiennych krzyży „pokutnymi” nie ujmuje nic ich pięknu, tajemniczości i atrakcyjności turystycznej. Wierzymy, że wezmą Państwo pod uwagę nasz apel, a tym samym swoim autorytetem przyczynią się do właściwego edukowania społeczności lokalnej oraz turystów.

Z poważaniem